2017-03-06
Dzisiaj dwa słowa o piątkowym losowaniu siatkarskiej Ligi Mistrzów, ale nie o wynikach tego losowania - swoją drogą bardzo złego dla naszych drużyn - tylko o sposobie i zasadach jego przeprowadzenia. Bo to jest w XXI wieku zwyczajnie niemożliwe. Chociaż z drugiej strony chodzi o CEV, czyli chyba najbardziej skostniałą organizację sportową na świecie.
Piękna przestronna sala ze specjalną sceną, prezentacje multimedialne, fragmenty najciekawszych spotkań fazy grupowej, wybrane akcje z udziałem najlepszych zawodników, na widowni prezesi klubów, dyrektorzy sportowi wszystkich ekip, zaproszeni goście. Panie ubrane w przepiękne kreacje, panowie w dobrze skrojonych garniturach, odświętna atmosfera i ogólna życzliwość wszystkich uczestników gali losowania. Na scenę wchodzi przedstawiciel federacji, który przedstawia proste zasady losowania, wreszcie zaprasza do siebie wielką gwiazdę, która dopiero co zakończyła karierę, następnie wjeżdżają specjalne naczynia wypełnione kulkami i zaczynamy losowanie. Wszystko w świetle telewizyjnych kamer i fleszy z bezpośrednią transmisją telewizyjną i internetową na specjalnie uruchomionym kanale. Pyk, pyk, pyk, raz, dwa, trzy, wszystko jasne. Później jest czas na analizy, komentarze, ale także na nieformalne spotkania w kuluarach przy drobnych przekąskach i dobrym winie, czy szampanie. Jest miło, sympatycznie i ekskluzywnie, co tylko podkreśla rangę spotkania i całych rozgrywek. Słowem świat.
Niemożliwe? Możliwe, a nawet normalne, bo tak wyglądają ceremonie losowania piłkarskich rozgrywek organizowanych pod egidą UEFA - Ligi Mistrzów i Ligi Europy. Jak wyglądają ceremonie siatkarskie przekonaliśmy się w miniony piątek. Proszę bardzo...
Jakiś stolik, za nim jacyś ludzie, pomieszczenie przypominające jakiś mały pokoik w którym urzęduje kilku przypadkowych działaczy, transmisja na FB na profilu rozgrywek (bez głosu) o mizernej jakości. Już chyba lepiej by to wszystko wyglądało, gdyby ktoś to wszystko nagrał telefonem i wrzucił na YouTube. No i później samo losowanie, którego zasad w żaden sposób nie mogę zrozumieć, bo do teraz nie potrafię sobie wyjaśnić dlaczego w pierwszej czterozespołowej podgrupie nie znalazł się ani jeden ze zwycięzców grupowych eliminacji, a w trzeciej takiej samej podgrupie jest ich aż dwóch!
Nie wiem czy doczekamy czasów, aby w siatkówce na europejskim poziomie było normalnie. To znaczy, żeby zasady rywalizacji od początku do końca były jasne dla wszystkich, to po drugie. Bo po pierwsze, i piszę to tu poraz kolejny, najważniejsze - kiedy gra w europejskich pucharach będzie łakomym kąskiem dla klubów, stanowiącym swego rodzaju bonus, dzięki któremu można sporo zarobić, a nie tylko wydawać i wydawać, a przy tym respektować głupawe przepisy przygotowane przez CEV (na przykład zasłanianie reklam drobnych i mniejszych sponsorów klubów na wyższych kondygnacjach hal w których rozgrywane są mecze).
Nie chcę w tym miejscu pisać, że potrzebny jest jakiś bunt klubów i bojkot europejskich rozgrywek bo nie o to chodzi. Tutaj potrzebna jest rzeczowa rozmowa między tymi, którzy w europejskiej siatkówce coś znaczą. Wystarczy zobaczyć z jakich krajów są kluby, które awansowały do finałowej dwunastki. Trzy z Polski, trzy z Rosji, dwa z Włoch (byłyby trzy, ale Perugia jest już w finale jako organizator Final Four), dwa z Turcji oraz po jednym z Niemiec i Belgii. Kto ma czas i ochotę niech teraz sobie sprawdzi na stronie internetowej z jakich federacji są ludzie w ścisłych władzach CEV-u.
Marek Magiera
Comments