2014-05-12
Zawsze kiedy podjeżdżam pod bramę wjazdową do COS-u w Spale zastanawiam się, co czują nasi siatkarze, kiedy rozpoczynają kolejne zgrupowanie reprezentacji. Cisza, spokój, dookoła same drzewa, kilka treningowych sal, hotel, stołówka z której wydobywają się przeróżne zapachy bardzo mocno pobudzające kubki smakowe oraz kawiarnia. Prawdopodobieństwo, że w tym ostatnim miejscu spotka się siatkarza pomiędzy treningami jest więcej niż stuprocentowe. Espresso, late, capuccino - to jedyne atrakcje jakie czekają na zawodników w spalskim lesie.
Kadrowiczów odwiedziłem przed tygodniem, we wtorek - drugiego dnia zgrupowania. Muszę przyznać, że lubię ten widok, kiedy w zasięgu wzroku pojawiają się znajome twarze w strojach z biało-czerwoną flagą na piersi oraz charakterystycznym logo "Plusa" i "Orlenu". Wszystkim dopisywały humory, wszyscy podkreślali znakomitą atmosferę panującą podczas zgrupowania. Jak to się przełoży na oficjalne mecze przekonamy się już za kilka dni we Wrocławiu, gdzie Polacy zagrają w kwalifikacjach do Mistrzostw Europy. Rywale nie należą do światowej czołówki, ale zlekceważyć ich nie można, bo może się to skończyć katastrofą - tak jak za czasów Lozano - kiedy dostaliśmy bęcki od Czarnogóry i Estoni, co wydłużyło naszą drogę do następnych mistrzostw o dwa kolejne turnieje. Łotwa, Słowenia i Macedonia to nasi rywale. Powinniśmy wszystko wygrać po 3:0, ale jak będzie - zobaczymy.
Na koniec dwa słowa o Klubowych Mistrzostwach Świata, które miałem okazję komentować na antenie Polsatu Sport. Już kiedyś napisałem, że nie podoba mi się formuła tej imprezy, ani tym bardziej dobór uczestników. W tym roku prawdziwym przegięciem było dopuszczenie do gry w ekipie Al Rayyan z Kataru zawodników, którzy jeszcze dwa tygodnie temu reprezentowali barwy innych klubów (Kaziyski, Raphael, Simon, Sanches, Alan), a teraz po zakończeniu KMŚ albo do nich wrócą, albo znajdą sobie innych pracodawców, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszcza chyba, że na cały nowy sezon zostaną w Katarze.
Druga sprawa, to brak jakiejkolwiek reakcji FIVB na szopkę jaką wspomniany Al Rayyan urządził w spotkaniu z Argentyńczykami z San Juan. Pomijając już to wszystko co działo się na boisku, zatrzymajmy się tylko przy efekcie finalnym, który spowodował, że z turnieju w perfidny sposób wyrzuceni zostali gracze Trentino Volley.
I trzecia, ostatnia rzecz. Ceremonia zakończenia turnieju, którą na trybunach hali w Belo Horizonte obejrzało może z dziesięć osób. Mam ją nagraną i wezmę ze sobą do "Spodka" na finał mistrzostw świata. Bo tam też będzie ceremonia i tam też będą ci sami oficjele, którzy w Brazylii uśmiechali się do obiektywów aparatów fotograficznych podczas wręczania nagród i medali zawodnikom. Wszyscy byli uśmiechnięci od ucha do ucha, a to świadczyć może tylko i wyłącznie o zadowoleniu. Kiedy przyjadą do Polski i będą się czepiać każdego, najmniejszego i najmniej istotnego szczegółu, zamierzam pokazać im tę płytkę i zapytać, czy w Belo Horizonte wszystko było OK?
Marek Magiera
Comments