top of page
Zdjęcie autoraMarek Magiera

Honor

2014-08-11


W ubiegłym tygodniu zadzwoniło kilku znajomych z pytaniem – jak tam było na premierze filmu „Drużyna”? Fajnie było, bo pierwszy raz w życiu zostałem publicznie przywitany w kinie ze specjalnej sceny przez reżysera filmu. Michał Bielawski powiedział tak: „jest z nami super duet Grzegorz Kułaga i Marek Magiera, witamy serdecznie”. I wtedy rozległy się brawa. Dzięki! Było to bardzo miłe.


O filmie nic nie napiszę, bo przecież nie o to chodzi, żebym go tutaj streszczał, czy opowiadał. Filmy są od tego, aby je oglądać, więc kto będzie chciał, to pójdzie do kina i go obejrzy. Pochwalę się jedynie, że mam w tym filmie swoje „dwie minuty”, co możecie potraktować jako swoiste zaproszenie ode mnie (ha, ha, ha) do obejrzenia „Drużyny”. Kto już był i widział, to śmiało może opisać swoje odczucia na naszym FB profilu w komentarzach pod tekstem. A, oczywiście chodzi o całość, a nie tylko mój brawurowy występ J.

Pierwotnie cały dzisiejszy wpis chciałem poświęcić siatkówce, naszym siatkarzom, bo zegar tyka, a mundial coraz bliżej, ale niestety musiałem nieco zmodyfikować plany, bo niestety sport po raz kolejny dostał brutalnie po mordzie! Przepraszam za ton, ale nie znajduję innych słów, które dosadnie zobrazowałyby to, co stało się po meczu Legii z Celticiem.

Najpierw w skrócie opiszę sytuację dla niezorientowanych. Kwalifikacje Ligi Mistrzów. Legia wygrywa u siebie z Celticiem 4:1. Na wyjeździe, tydzień później Legia wygrywa 2:0. W 87. min drugiego meczu wchodzi na boisko Bartosz Bereszyński, jak się później okazuje – zawodnik nie uprawniony do gry, gdyż w myśl przepisów UEFA nie odbył kary zawieszenia na trzy mecze za czerwoną kartkę obejrzaną w poprzednim sezonie, mimo iż de facto w trzech kolejnych pucharowych meczach nie zagrał (okazało się, że nie był do nich zgłoszony na jakąś tam listę i dlatego kara zawieszenia w ogóle nie wystartowała). Na nagłym posiedzeniu komitetu dyscyplinarnego, UEFA podjęła decyzję o zweryfikowaniu wyniku meczu i przyznaniu walkowera 3:0 dla Celticu. Tym samym wynik dwumeczu ustanowiony został na 4:4, a Celtic przeszedł do następnej rundy dzięki golowi zdobytemu na wyjeździe.

Po pierwsze, żeby nie było. Zaniedbanie Legii, to skandal nad skandale, kompromitacja do potęgi entej, jeżeli chodzi o zawodowy sport. Pewnie, że to błąd administracyjny i że popełnili go tylko ludzie, ale coś takiego w zawodowym sporcie, gdzie gra idzie nie tylko o trofea, ale także o niewyobrażalnie wielkie pieniądze – coś takiego nie ma prawa się zdarzyć!

Po drugie. Stanowisko UEFA, zimne i chłodne na pierwszy rzut oka, w myśl zasady – jest regulamin, trzeba go wyegzekwować. I kropka. Tylko, że ja zwyczajnie w takie podejście do sprawy nie wierzę. Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, ale myślę sobie, że trochę na decyzję UEFA zapracował cały klub z kibicami Legii włącznie. Moja wersja jest taka. Usiadło sobie pięciu „leśnych dziadków” z UEFA. Wiedzieli doskonale, że te trzy minuty występu piłkarza na boisku nie miały żadnego wpływu na wynik rywalizacji, ale wiedzieli też, że bezwzględny regulamin stoi za ich plecami. I tak sobie pomyśleli, że jak mają co tydzień oglądać odpalane race na trybunach, to może lepiej pooglądać na nich co najwyżej podpitych Szkotów, którzy w żaden sposób nie popsują szeroko pojętego „wizerunku rozgrywek”. Idę o każdy zakład, że jeżeli w podobnej sytuacji co Legia, byłby klub z Francji, Hiszpanii, Włoch itd. to UEFA pogroziłaby co najwyżej palcem, a na Celticu zwyczajnie by wymogła, żeby nie ważył się odwoływać od tej decyzji nigdy i nigdzie, a już w żadnym wypadku do Trybunału.

Trzecia rzecz. Wiem, że każdy ma swoje sympatie klubowe i że nie wszyscy w naszym kraju muszą Legię lubić, więcej – wiem, że mnóstwo ludzi zwyczajnie jej nienawidzi i życzy jak najgorzej, ale w tej sprawie chodzi naprawdę o coś innego. O interpretacje przepisów i o ewentualną karę adekwatną do popełnionego wykroczenia. Obrazowo – trudno jedną miarą osądzać kogoś, kto ukradł milion dolarów z kimś kto buchnął na straganie jabłko, prawda?

Czwarta rzecz. Najważniejsza. Postawa Celticu. Na boisku został przez Legię zmiażdżony, zmasakrowany, wbity w ziemię. Przegrał 1:6. Bez żadnych skrupułów wyciągnął jednak łapę po coś, co kompletnie mu się nie należało. Sorry, może ja jestem z innej bajki, ale czegoś takiego nigdy nie zrozumiem. Sam uprawiałem sport, pewnie, że nie na takim poziomie jak oni, pewnie że w grę nie wchodziły takie pieniądze jakie wchodzą teraz. Do ubiegłego czwartku myślałem, że w zawodowym sporcie, w życiu generalnie też, jest jedna rzecz, której się nie da w żaden sposób wycenić, zamienić na żadne pieniądze. Chodzi mi o honor. A ten sportowy w szczególności…

Na koniec. Legia się odwołuje, ale wszystko wskazuje na to, że nic to nie da i ostatecznie klub z Warszawy zagra w Lidze Europy. Finał tych rozgrywek odbędzie się na Stadionie Narodowym w… Warszawie. Na twitterze zażartowałem, że jeżeli Legia nie dojdzie do finału, to Wojewoda Mazowiecki, pan Jacek Kozłowski powinien dzień przed tym meczem zamknąć stadion, obojętnie kto wystąpi w finale – jak on to mawiał w przeszłości „prewencyjnie” ze względu na „przewidywane okoliczności”. Szczerze jednak, to marzyłbym o czymś innym, mało prawdopodobnym, ale co tam. Celtic odpada z LM i automatycznie gra w Lidze Europy dochodząc do ścisłego finału tych rozgrywek. A tam, na Narodowym – czeka na nich Legia.


Marek Magiera

Commenti


bottom of page